Etiopia przyciąga jak magnes. To wielki kraj, prawie czterokrotnie większy od Polski, i tak różnorodny pod względem przyrody i kultury, że nie sposób ogarnąć tej różnorodności. Gdy przegląda się zdjęcia z dopiero co zakończonej podróży, już myśli się o następnej, do innego regionu, o innej porze roku. Etiopia w porze suchej, we wszystkich odcieniach ochry i żółci, całkowicie różni się od tej wrześniowej, zraszanej deszczami i tonącej w soczystej zieleni. Piękno tego kraju jest urzekające. Jego długa i bogata przeszłość łączy się na każdym kroku z teraźniejszością, tak jak zgodnie współistnieją ze sobą wiekowe kościoły, wyniosłe minarety meczetów i skromne synagogi, a we wsiach mieszkańcy świętują zgodnie katolicki Timkat (chrzciny Jezusa) i Id al-Fitr (uroczyste zakończenie ramadanu).
Historia Etiopii jest ściśle spleciona z legendą. Nie sposób wyizolować obu wątków, bo pozostanie tylko martwe słowo. Zostawmy więc za sobą szarą od samochodowych spalin Addis Abebę i udajmy się na północ, szlakiem pasjonującej opowieści o dziejach tych ziem. Pierwszy przystanek wypadnie nam w Bahyr Dar, nad jeziorem Tana. Jezioro ma powierzchnię prawie 2600 km2, a jego wody obmywają brzegi 37 wysp. Niektóre z nich były w dawnych czasach miejscami świętymi dla wyznawców tubylczych religii animistycznych. W XIII i XIV w. przybywali tutaj mnisi poszukujący samotności potrzebnej do modlitwy, postów i medytacji. Na wielu wyspach powstały wtedy niewielkie klasztory i oryginalne kościoły zbudowane na planie koła. Najstarszy z nich pochodzi z połowy XIII stulecia. Według legendy, na wyspie Tana Cherkos przechowywano przez 600 lat Arkę przymierza, którą Menelik, syn Salomona i królowej Saby, przywiózł z Jerozolimy. Obok tamtejszego kościoła znajduje się głaz, na którym przysiadła Matka Boska, aby odpocząć w czasie ucieczki z Palestyny do Egiptu.
Nad jeziorem, na półwyspie Zage znajdziemy jeden z najpiękniejszych kościołów – pochodzący z XV w. Ura Kidane Mehret (kościół Świętej Marii). Jego wnętrze jest ozdobione 38 malowidłami z XVIII i XIX w., przedstawiającymi sceny biblijne, świętych i anioły. Postaci te mają ogromne ciemne oczy. Za malowanymi drzwiami znajduje się tabot – replika Arki przymierza.
XIV-wieczne kościoły Aswa Maryam i Kebran Maryam zostały udekorowane malowidłami w XVII stuleciu. Po ukończeniu tego dzieła mnich artysta przełamał swoją mequamia (długa laska używana do celów religijnych) na trzy części i zatknął je w ziemię. Z każdej z nich wyrosła inna roślina: krzew kawowy, drzewko cytrynowe oraz drzewko, którego liście są wykorzystywane do wytwarzania lokalnego piwa.
Z jeziora Tana zaczyna swój bieg Nil Błękitny. Wodospady Nilu – Tis Ysat, były niegdyś półkilometrowej długości ścianą wody, spadającej z wysokości 45 m. Odkąd część wód Nilu wprawia w ruch turbiny wybudowanej nieopodal elektrowni, wodospady wyglądają dużo skromniej. Ale widok i tak jest niezwykły. Czasem nad białą pianą pojawia się tęcza – pasek Matki Boskiej. Zostawiła go tu w podzięce, jako dar dla ludu etiopskiego, który ochronił ją i Dzieciątko podczas ich pobytu nad jeziorem Tana.
W Aksum pierwszeństwo należy się legendzie. Otóż Menelik I, syn mądrej i pięknej królowej Saby, którego poczęła z królem Salomonem, zapragnął jako młody człowiek odwiedzić swojego ojca. Salomon rozpoznał w nim syna, zanim ten został mu przedstawiony. Wracając do Etiopii, Menelik zabrał ze sobą Arkę przymierza. Czy stało się to przez pomyłkę, czy też było zaplanowane – w legendach jest wiele wersji. Według nich, Salomon odkrywszy oszustwo, ruszył w pościg, ale orszak Menelika pokonywał każdego dnia ogromną odległość, niemożliwą do przebycia przez ścigających Salomon uznał ten niezwykły fakt za przejaw woli bożej i zaprzestał pościgu.
Dzisiaj Arka przymierza znajduje się w kaplicy obok katedry St. Mary of Zion. Nikt, nawet królowie nie mają wstępu do tego sanktuarium, którego strzeże jeden mnich. Na łożu śmierci wyznacza on swojego następcę. Jeśli ktokolwiek ośmieli się naruszyć świętość sanktuarium, Arka stanie się niewidzialna i utraci swą moc.
Gondar – miasto otoczone lasami, zasobne w wodę, na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, przez ponad 200 lat było sercem Etiopii. Towary napływały tu zarówno z Doliny Nilu (złoto i niewolnicy), jak i z bogatych terenów na południu (kawa), a następnie przewożono je dalej, przez Morze Czerwone. W tym czasie równie ważny stał się szlak wiodący na zachód, łączący Etiopię z Egiptem via Sudan. Miasto rozwinęło się prawdopodobnie z istniejącej na tym terenie osady, ale handel przyciągnął też przedstawicieli wielu innych ludów: Ormian, Greków, Persów, Portugalczyków, Oromo i Felaszów. Ta różnorodność nie pozostawała bez wpływu na kulturę, architekturę i sztukę. Imperium nie przetrwało długo, osłabiane rozłamem w ortodoksyjnym Kościele etiopskim, brakiem prawa sukcesyjnego i intrygami dworskimi. Po okresie władztwa Gondaru nastąpiły wieki anarchii, rządów lokalnych książąt pozbawionych silnej władzy centralnej.
Szczególną architekturę cesarskiego Gondaru zapoczątkował zamek-pałac Fasilidasa, zbudowany na ogromnej przestrzeni, zamkniętej 12 bramami. Taki był początek imperialnego miasta-enklawy, usytuowanego w środku miasta już istniejącego. Po śmierci cesarza w 1667 r. kolejni władcy „dostawiali” tam swoje pałace, budowali biblioteki, kościoły, sale koncertowe i stajnie. W architekturze wyraźnie widać wpływy portugalskie, ale oprócz nich kompleks pałacowy jest istną wieżą Babel wszelkich wpływów i stylów – z rzymskim i aksumickim kształtem okien, berberyjskimi łukami i wschodnimi wieżyczkami. To tak, jakby każdy pracujący tam rzemieślnik dodał coś ze swej kultury i swych umiejętności, tworząc w ten sposób całość jedyną w swoim rodzaju. W owych czasach kamienne przestrzenie komnat były udekorowane obiciami i dywanami, złotem i kością słoniową. Ze złota i dywanów nic nie pozostało, a budowle cierpiały z powodu trzęsień ziemi, najazdów, a ostatnio od brytyjskich bomb, bowiem w Gondarze podczas II wojny światowej stacjonowały wojska włoskie.
Lalibela – skała, której dano życie
W drugiej połowie XII w. przyszedł na świat chłopiec należący do panującej wówczas dynastii Zagwe. Pewnego dnia jego matka spostrzegła, że kołyskę jej syna obsiadły pszczoły – cały rój. Odczytała ten znak jako wróżbę przyszłej wielkości. Wykrzyknęła wtedy „Lalibela!”, co oznaczało „Pszczoły rozpoznały swego władcę”. Dzisiaj imię króla, słynnego dzięki wzniesieniu wspaniałych kościołów, jest tłumaczone prościej: „Jedzący miód”.
Tradycja głosi, że gdy Lalibela był w wieku chłopięcym, próbował go otruć będący wówczas u władzy jego przyrodni brat Harbe, zazdrosny o wspaniałą przyszłość, jaka została przepowiedziana chłopcu. Kiedy Lalibela walczył o życie, anioły uniosły go wysoko do nieba, gdzie Bóg obiecał mu zarazem życie i władzę królewską. W zamian za to miał wznieść dziesięć kościołów wspanialszych od wszystkiego, co wcześniej zostało zbudowane na chwałę bożą.
Lalibela poświęcił swą młodość przestrzeganiu klasztornych rygorów. Odbył pielgrzymkę do Jerozolimy w towarzystwie aniołów, które uniosły go do Świętego Miasta. Po powrocie ustanowił w górach Lasta swoje królestwo ze stolicą Roha i rozpoczął wielkie dzieło budowy dziesięciu kościołów. Jak głosi legenda, to, co zostało zrobione w dzień, w nocy podwajały swoją pracą anioły. Po śmierci władcy w 1220 r., aby uwiecznić imię niezwykłego króla, zmieniono nazwę miasta na Lalibela.
Etiopski Kościół ortodoksyjny ma w gronie swoich świętych tylko dziewięć kobiet. Wśród nich jest małżonka króla Lalibeli – święta Maskal Kebra, która w ciągu jednej nocy zbudowała z pomocą aniołów jedenasty kościół – Beta Abba Libanos.
Aby dać opis tych kościołów, w większości monolitów pracowicie wykutych w skale, trzeba opisać czerwony półcień, wypłowiałe twarze świętych spoglądające ze ścian, pajęczynę wąskich przejść, stromych schodów, korytarzy i tuneli oraz skupione twarze księży i ich niewyczerpaną życzliwość i niezgłębione pokłady tolerancji wobec wszystkich, którzy przychodzą tu ze swoim pośpiechem, niestosownością zegarków, wścibstwem aparatów i kamer i niedyskrecją świateł lamp błyskowych rozdzierających półmrok. Trzeba opisać ciszę i nieodparte wrażenie nieprzemijania. I kobiety w bieli, rozmodlone, z czołami opartymi ścianę. I mnichów ze spojrzeniami odwróconymi od tego świata. Te kościoły to nie tylko kamienie opowiadające o chrześcijańskiej historii tego skrawka ziemi, to również ludzie stąd, pełni tak żarliwej wiary, jakiej nie znalazłam dotąd nigdzie indziej. Dzięki nim Lalibela jest zarazem historią i legendą, przeszłością i teraźniejszością.
Dwie grupy tych świątyń są przedzielone symboliczną rzeką Jordan: po jednej stronie jest ich sześć, a po drugiej – cztery. Według legendy, kiedy dziewięć kościołów zostało już ukończonych, święty Jerzy przyszedł do króla Lalibeli z wymówką, że nie zbudował żadnego ku jego czci. Lalibela przyrzekł mu najpiękniejszą ze wszystkich świątyń. Beta Giorgis – kościół Świętego Jerzego, pozostaje całkowicie oddzielony od reszty. Z miejsca, w którym stoi, rozciąga się wspaniały widok na miasteczko, na wzgórza i całą prześwietloną słońcem przestrzeń.
Święto Timkat w Lalibeli
Ze wzgórza widać spory odcinek drogi – orszak przybrał swój ostateczny kształt, wchłaniając mniejsze procesje ze wszystkich jedenastu kościołów w Lalibeli. Ludzka rzeka przesuwa się powoli. Serce procesji stanowią taboty (repliki Arki przymierza), osłonięte brokatowymi tkaninami, niesione na głowach przez księży. Ich dostojne, bogato odziane sylwetki trudno zobaczyć pod kolorowymi parasolami, których rozkołysany dach utrzymują w górze młode, chłopięce ręce. Dabtaras w białych turbanach i w białych, obramowanych czerwonym pasem tunikach dzierżą w dłoniach długie mequamias i modlitewne sistra.
Kontrastują z nimi czarne płaszcze księży. Wszyscy czuwają nad bezpieczeństwem świętych replik Arki przymierza. To wielobarwne serce procesji jest otoczone przez odświętny tłum. Przeważają śnieżnobiałe szammy; ludzie wyglądają pięknie. Młodzi mężczyźni tańczą w rytm wybijany na kebero – wielkim bębnie, który w Kościele etiopskim pełni funkcję naszych organów. Od czasu do czasu przez szeregi kobiet niosą się te charakterystyczne, wibrujące dźwięki, jakimi wyrażają swe emocje kobiety w całej Afryce. Ludzie witają się ze znajomymi i rodzinami – widać, że święto jest okazją do spotkań z bliskimi mieszkającymi dalej. W miejscu, gdzie mają się odbywać uroczystości z okazji Timkatu, ustawiono dwa namioty. Jeden z nich będzie schronieniem dla świętych tabotów, które na tę jedną świętą noc opuściły swoje kościoły. Drugi zajmą mnisi, księża i dabtaras, którzy noc czuwania wypełnią modlitwą i śpiewaniem pieśni w starożytnym języku gyyz.
Ta wyjątkowa noc jest przepojona zapachem kadzidła. Kończy się długa msza, ludzie siedzą lub stoją, pogrążeni w medytacji – białe, owinięte w szammy postaci z cienkimi świecami w dłoniach, w świetle ustępującej nocy i blednących gwiazd. Całość tworzy obraz wzruszający i nierealny, jeden z tych, które pragnie się na zawsze utrwalić pod powiekami. Nagle śpiewy milkną i wszyscy ruszają w stronę wielkiej chrzcielnicy w kształcie równoramiennego krzyża. Ciasno zbity tłum trwa wsłuchany w niekończące się litanie i śpiewne deklamacje, zapatrzony w dostojne, powtarzalne ruchy tańczących dabtaras. Chłód nocy ustępuje miejsca pierwszym gorącym promieniom słońca.
W pewnej chwili księża zanurzają w wodzie krzyż – Jezus zostaje ponownie ochrzczony, a woda – poświęcona. Potem przychodzi kolej na wszystkich; duchowni nabierają wodę w plastikowe naczynia i zamaszystymi ruchami leją jej obfite strumienie na głowy falującego tłumu. I było tak, jakby ta woda wyzwoliła ruch i gwar, obudziła życie. Ci, którzy otrzymali błogosławieństwo, wycofywali się, robiąc miejsce stojącym dalej. W tym rejwachu, w tym wydostawaniu się i przeciskaniu zawarły się najważniejsze chwile tego poranka. Woda błogosławiła, odnawiała chrzest i jednocześnie dawała ożywczą radość ludziom umęczonym nocnym czuwaniem i nasilającym się z każdą chwilą upałem. Opuszczając to miejsce, każdy niósł w sobie to samo – przekonanie, że woda uczyniła wszystkich odrobinę lepszymi.
Późnym rankiem rozpoczęła się u stop świętego namiotu nowa procesja. Sznur kolorowych parasoli znowu chronił taboty, które niesiono z powrotem do kościołów. Tym razem procesja zatrzymywała się wiele razy i wszyscy mogli przypatrzyć się do woli tańcom i strojnym szatom księży dźwigających święty ciężar. Poranek przechodził w dzień, który celebrowany będzie jeszcze wiele godzin po tym, jak kościoły wraz z ich tabotami zostaną ponownie poświęcone, a na drodze, którą przeszedł tłum, zapanuje cisza i opadnie kurz. Poranek przechodził w długi, radosny dzień.
Źródło: archiwum "Globtrotter"
Tekst: Elżbieta Paszek
Zaciekawiła Cię ta historia? Sprawdź nasze wyjazdy
Wycieczka Etiopia, Somaliland i Dżibuti – 15 dni
ETIOPIA wycieczka z polskim pilotem |13 dni | Plemiona południa Etiopii