Behinneka Tunggal Ika – w prostym, logicznym i łatwym do nauczenia się języku bahasa indonesia (oficjalny język w Indonezji) ten zwrot oznacza „jedność w różnorodności”. Jest to narodowa maksyma tego najbardziej zróżnicowanego kulturowo kraju na świecie. Pytanie tylko, czy w ogóle można nazwać krajem państwo rozrzucone na 17 000 wysp (więcej niż połowa z nich jest bezludna), zamieszkane przez ponad dwieście rożnych grup etnicznych porozumiewających się w ponad trzystu językach? Wybierając się do Indonezji, mamy szansę zobaczyć co najmniej kilka rożnych krain, które tylko administracyjnie tworzą jeden organizm. Trudno bowiem porównywać Dajakow z niedostępnych zakątków Borneo, którzy wciąż jeszcze kultywują ścinanie głów wrogom, z mieszkańcami Bali, wyznającymi pogodny hinduizm. Podobnie zresztą jak nie sposób porównywać Makarczyków z Celebesu, którzy są zwolennikami ortodoksyjnego islamu, z Sundajczykami z wyspy Flores – wyznawcami katolicyzmu. Trudno też uwierzyć, że mieszkańcami tego samego państwa są młodzi ludzie z Dżakarty, z komórkami w dłoniach i iPodami w kieszeniach, oraz żyjący w epoce kamienia łupanego Papuasi z Nowej Gwinei. Jeśli do tej mieszanki etnicznej i kulturowej dodamy zróżnicowanie przyrodnicze i geologiczne poszczególnych wysp, to powstanie obraz jednego z najbardziej fascynujących regionów świata. Prawdziwym szczęściem dla turysty jest to, że indonezyjski archipelag stoi dla nas otworem. Kraj ten jest w miarę stabilny politycznie, sprawnie działa w nim komunikacja lądowa, morska i lotnicza, po wyspach można podróżować tanio i bezpiecznie. Polacy są w Indonezji znani i lubiani, bo każde dziecko, które chodziło do szkoły, wie, że gdzieś po drugiej stronie kuli ziemskiej znajduje się państwo o nazwie Polandia, które ma flagę taką samą jak Indonezja, tylko że „do góry nogami”. Nusantara (indonezyjska nazwa kraju) czeka na swoich odkrywców.
MIASTA
Indonezyjskie miasta to tylko przystanki w podroży. Miłośnicy architektury, parków, muzeów i pomników nie znajdą tu zbyt wielu atrakcji. Większość miast archipelagu to po prostu duże skupiska ludzi mieszkających gdzie się da. Panuje w nich typowy dla krajów Trzeciego Świata architektoniczny nieład i urbanistyczny bałagan. Jedyną atrakcją są zazwyczaj meczety, których i tak z reguły się nie zwiedza. Jedynie na Jawie, pełniącej rolę wyspy centralnej, jest kilka miast wartych zwiedzenia. Dżakarta – dwunastomilionowa stolica kraju to moloch ciągnący się tysiącami nędznych kampungów (slumsow) i setkami nowoczesnych apartamentowców. Jest jednak w Dżakarcie kilka miejsc godnych uwagi. Stare miasto, nazwane przez Holendrow Batawią, to typowy przykład architektury kolonialnej. Obok znajduje się historyczny port Sunda Klapa, gdzie spotkamy mężczyzn oczekujących na pracę przy rozładunku żaglowych frachtowców. Swoistą atrakcją dla tych, którzy nie mają zbyt wiele czasu na zwiedzanie Indonezji, będzie wizyta w Taman Mini Indonesia Indach. To Indonezja w miniaturze – stuhektarowy park etnograficzny, na terenie którego znajdują się repliki tradycyjnych domów ze wszystkich 27 prowincji kraju. Rewirem turystów jest w Dżakarcie słynna ulica Jalan Jaksa, z dziesiątkami tanich hosteli, barów i biur turystycznych. Z kolei w dzielnicy Blok M czekają na nas dyskoteki, salony masażu i roztańczone puby, pełne pięknych Indonezyjek szukających kontaktu z obcokrajowcami. W przeciwieństwie do innych wielkich stolic Dżakarta jest miastem bezpiecznym (dotyczy to zresztą wszystkich miast w Indonezji) i trzeba mieć naprawdę pecha, aby spotkała nas tu nieprzyjemna przygoda. Mieszkając przez sześć miesięcy w Dżakarcie, wielokrotnie wypuszczałem się samotnie na nocne wycieczki (życie kulturalno- towarzyskie toczy się tu głownie nocą) w najciemniejsze zaułki miasta i jedyną reakcją tubylców na mój widok było przyjazne zdziwienie. Trzeba oczywiście uważać na kieszonkowców w zatłoczonych dyskotekach, ale to chyba jedyne niebezpieczeństwo, na jakie jesteśmy narażeni. Dwieście kilometrów od Dżakarty leży Bandung – miasto wyjątkowe jak na realia Indonezji. Położone jest w górach, dzięki czemu panuje tu rześki klimat. To znakomite miejsce dla kogoś, kogo zmęczą tropikalne upały. Przed laty mieszkała tu elita holenderskich kolonialistów, dzięki czemu miasto ma niemalże europejski charakter. Warto też odwiedzić najstarsze miasto na Jawie, Yogyakartę (potocznie zwaną Dżogdżą), będącą królestwem batiku i rękodzieła artystycznego. Do dziś władzę sprawuje tu sułtan mieszkający ze swymi żonami w potężnym kompleksie pałacowym, zwanym kratonem (dostępny dla turystów). Podczas pobytu na Bali możemy odwiedzić miasto Ubud słynące z rzeźby i malarstwa, a na Borneo – Pontianak, gdzie znajduje się Muzeum Rownika. I to właściwie wszystko, jeśli chodzi o miejskie atrakcje na największym archipelagu na świecie.
WYSPY
Opis 17 000 wysp zająłby kilka tomów encyklopedii. Z konieczności zatem wymieniam tylko kilka najbardziej znanych.
Jawa
To tu najprawdopodobniej wylądujemy i dostaniemy na lotnisku wizę. Po zwiedzeniu Dżakarty warto przenieść się do Yogyakarty, by poczuć klimat sułtańskiego miasta, stolicy batiku, i zwiedzić dwie najsłynniejsze świątynie w Indonezji – Candi Borubudur i Candi Prambanan.
Bali
Najbardziej znany kurort w Indonezji i hinduistyczna enklawa w kraju muzułmańskim. Obowiązkowym punktem programu jest wyprawa do świątyni Besakih, u stop wulkanu Gunung Agung, i podziwianie o zachodzie słońca świątyni Tanah Lot, wznoszącej się na olbrzymiej morskiej skale.
Sumatra
Jeśli Jawę nazwiemy zatłoczonym mrowiskiem, to dla kontrastu Sumatra jest bezludziem i królestwem dzikiej, nieujarzmionej przyrody. Największą atrakcją jest tu Park Narodowy Gunung Leuser, gdzie żyją słonie, nosorożce, niedźwiedzie malajskie i tygrysy. Atrakcyjny jest również jedyny w swoim rodzaju Ośrodek Rehabilitacji Orangutanow w miejscowości Bukit Lawang.
Flores
To tu odnaleziono ślady homo floresiensis – niewielkiego człowieczka, nazwanego hobbitem z Flores. Na pobliskich wysepkach Komodo i Rinca żyją największe jaszczurki na świecie – Varanus komodoensis, nazywane smokami z Komodo.
Zachodnia Papua (dawniej Irian Jaya)
Indonezyjska część Nowej Gwinei To ostatnie zapewne miejsce, gdzie świat zatrzymał się w epoce kamienia łupanego. W głębi wyspy, wśród gór i bagien, wciąż mieszka wiele plemion papuaskich zupełnie nieznanych światu. Nie dociera tam żadna władza i tajemnicą poliszynela jest to, że niektóre z plemion wciąż jeszcze uprawiają ludożerstwo. Wyprawa na Papuę to przygoda warta każdych pieniędzy, ale trzeba koniecznie mieć dobrego lokalnego przewodnika.
Borneo (Kalimantan)
To kraina Dajakow, plemienia okrzykniętego łowcami głów, oraz królestwo orangutanów. Dajakowie nie są już dziś niebezpieczni. Jeśli łodzią przedostaniemy się w głąb wyspy, to mamy niepowtarzalną okazję zamieszkać w tzw. Długim domu, będącym zapewne pierwowzorem dzisiejszego budownictwa wielorodzinnego. Celebes (Sulawesi). Wyspa zamieszkana przez interesujące grupy etniczne Bugisow, Makasarow oraz przede wszystkim przez Toradżow. Wykształcili oni niezwykły kult przodków i utrzymują niesamowite, wielodniowe obrzędy pogrzebowe na których chętnie goszczą cudzoziemców. Na wyspie żyją ciekawe zwierzęta, np. makaki czarne, wyraki i dzioborożce. Spotkamy je w rezerwacie Tanjung Puting.
PRZYRODA
Określenie Kraina Wielu Krain odnosi się tu zarówno do ludzi, jak i do przyrody. Indonezja, uformowana w tzw. pierścieniu ognia, zawdzięcza licznym trzęsieniom ziemi i wybuchom wulkanów zarówno oryginalną rzeźbę terenu, jak i żyzną glebę z pyłu wulkanicznego, który stanowi naturalne źródło nawozów mineralnych. Występuje tu 10% światowych gatunków roślin, a w trzystu parkach przyrody można zobaczyć praktycznie wszystko, co biega, skacze, pełza, fruwa i pływa. Aby chociaż pobieżnie opisać atrakcje przyrodnicze oraz bogactwo tutejszej fauny i flory, trzeba by kilku pokaźnych tomów. Z konieczności zatem skupimy się na tym, co najbardziej znane.
WULKANY
Nieprzypadkowo Wojciech Dworczyk zatytułował swą książkę o Indonezji Wyspa dymiących wulkanów. Na całym archipelagu jest ich ponad 300, z czego 130 czynnych.
Krakatau
Usytuowany w rejonie zachodniej Jawy i wschodniej Sumatry, jest chyba najsłynniejszym wulkanem na świecie. Wskutek wybuchu Krakatau w 1883 roku śmierć poniosło 36 417 osób. Huk było słychać z odległości 3200 km (w Australii). Fala uderzeniowa powstała przy eksplozji przemieszczała się z prędkością ponad 1100 kilometrów na godzinę. Fala tsunami (o wysokości do 40 m i prędkości ponad 700 kilometrów na godzinę) zmyła miejscowe wioski na pobliskim lądzie i obiegła połowę planety, zanim zupełnie znikła. Do krawędzi wulkanu można dziś podpłynąć łodzią. Wspinaczka na jego szczyt trwa trzy godziny.
Gunung Agung
Ten balijski wulkan wybuchł ostatnio w 1963 roku. Zginęło 1478 osób. Byli to mieszkańcy pobliskiej wioski, którzy pomimo ostrzeżeń rządu wierzyli do końca, że przebłagają ducha wulkanu kwiatami, tuńczykami, skorą kobry, a nawet specjalnie sprowadzonym w tym celu nosorożcem. Dziś u podnóża wciąż aktywnego wulkanu możemy podziwiać wspaniałą świątynię hinduistyczną Besakih – wycieczka do tej Świątyni Matki, bo tak tłumaczona jest ta nazwa, to doskonałe urozmaicenie dla tych, którym Bali kojarzy się tylko z plażami i bulwarowymi dyskotekami w Kucie.
Merapi
To najaktywniejszy wulkan na środkowej Jawie. W okresach jego uśpienia można się dostać po zastygłych strumieniach lawy aż na sam szczyt. Gdy w 2006 r. wulkan obudził się z drzemki i zaczęto ewakuować ludność, pojawił się 80-letni mężczyzna, tytułowany strażnikiem duchów Merapi, upierając się, że zostanie na miejscu wraz ze swoją wioską, ponieważ nie widzi zagrożenia. Argumenty władz i prośby negocjatorów nie robiły na nim wrażenia. W negocjacje z „właścicielem wulkanu” musiał się zaangażować ówczesny prezydent Indonezji Abdurrahman Wahid.
Kelimatu
W wygasłych kraterach wulkanu Kelimatu, na wyspie Flores, czekają na nas trzy jeziora: jasno turkusowe, oliwkowozielone i czarne jak smoła. Co ciekawsze, kolory jezior bezustannie się zmieniają. Ten geologiczny fenomen jest tłumaczony przez naukowców obecnością rozpuszczonych minerałów, które woda wypłukuje w rożnym tempie. Mieszkańcy wierzą, że w jednym jeziorze żyją czarownicy, w drugim grzesznicy, w trzecim zaś dziewice.
MORSKI ŻYWIOŁ
Indonezja to przede wszystkim raj dla miłośników sportów wodnych. W tej dziedzinie nie ma tu rzeczy i dyscyplin niemożliwych, choć największą popularnością cieszą się oczywiście surfing i nurkowanie.
Surfowanie
Najlepsze warunki do surfowania są od czerwca do września. We wszystkich kurortach wykupimy szybki kurs i wypożyczymy sprzęt, choć oczywiście profesjonaliści przywożą go ze sobą. Do uprawiania surfingu nadają się właściwie wszystkie wyspy, których wybrzeża skierowane są na południe i południowy zachód (stamtąd przychodzą fale). Największą popularnością cieszą się Bali, Lombok, Sumatra, Jawa, Sumba, Flores i Timor. Sword surfer najbardziej znana jest oczywiście Bali, ze słynnym Ulu Watu, gdzie strome klify dodają kolorytu pływaniu. Na Bali trzeba jednak pogodzić się z tłumem turystów, zwłaszcza niecieszących się dobrą opinią Australijczyków. O wiele spokojniej i taniej jest na pobliskiej wyspie Lombok. Szukając całkowitego spokoju, warto wybrać się nad zatokę Tombak Tujuh w prowincji Jawa Wschodnia lub do Lagunadri na wyspie Nias.
Nurkowanie
Najlepszy okres na nurkowanie przypada od kwietnia do listopada. Miłośnicy tego sportu znajdą w Indonezji setki dziewiczych miejsc, nieopisanych jak dotąd w przewodnikach. Z tych bardziej znanych warto polecić wyspy Banda w archipelagu Moluki oraz dwa rejony – Bunakan (Bunaken) na północnym Celebesie i Bone Rate w południowej części Sulawesi. O pobliskich wyspach Tukung wspominał z zachwytem Jacques Cousteau, a przepiękna rafa koralowa przy mini archipelagu Gili Island przyciąga głownie adeptów nurkowania. W Cieśninie Sundajskiej, nieopodal wybrzeży Jawy, znajdziemy trzy wysepki będące pozostałościami erupcji wulkanu Krakatau. Podwodna lawa wulkaniczna jest tu tak popękana, że przypomina ruiny starożytnych miast, a wśród twardego koralowca czają się rekiny, żółwie i niezliczone gatunki ryb. Nastawiając się na nurkowanie w Indonezji, nie wolno zapomnieć o zabraniu logbooka, adaptera INT i świadectwa zdrowia. Trzeba też pamiętać, że od najbliższej komory dekompresyjnej dzielą nas zazwyczaj setki kilometrów.
LUDZIE
Indonezyjczycy to czwarta co do wielkości populacja na świecie. Biorąc pod uwagę setki grup etnicznych, plemion i rodów, które stoją na rożnych poziomach rozwoju kulturowego, trudno o jednolity portret tego społeczeństwa. Są ludy na Sumatrze, takie jak Kudu, które nigdy nie wychodzą z dżungli, gdyż boją się wyschnąć na słońcu. Z kolei plemię Baiaos całe życie spędza na wodzie, ponieważ ziemia jest dla nich „nieczysta”. Na wyspie Sumbawie do dziś, wbrew zakazom, utrzymuje się niewolnictwo, za to na Bali kwitnie pacyfistyczna wręcz odmiana hinduizmu. Jeśli jednak miałbym uogólnić, posiłkując się własnym doświadczeniem z dziesięciomiesięcznego pobytu w Indonezji, to powiem, iż w większości są to ludzie bardzo pogodni, optymistycznie nastawieni do życia, ciekawi świata i jego emisariuszy. Zazwyczaj spotykać będziemy prostych ludzi, żyjących dniem codziennym i cieszących się drobnymi rzeczami. Indonezyjczycy chętnie pozują do zdjęć, ciesząc się jak dzieci, gdy pokażemy im fotografię na wyświetlaczu aparatu. Biali (Europejczycy, Amerykanie) cieszą się w Indonezji szczególnym szacunkiem, na który (zważywszy niechlubną kolonialną przeszłość archipelagu) w niczym sobie nie zasłużyli. Mieszkając w Dżakarcie, wielokrotnie musiałem z zażenowaniem odmawiać dużo starszym osobom (także kobietom), które chciały mi ustąpić miejsca w autobusie. Starsi mieszkańcy archipelagu zwracają się do białych per tuan, co brzmi niemal jak „ekscelencjo”, młodsi zaś poprzestają na powszechnych, ale także pełnych szacunku określeniach sir lub mister. Nie mówimy tu oczywiście o dzikich plemionach na Borneo czy Papui, choć także przedstawiciele tych ludów potrafią być mili dla białych, gdy mamy ze sobą przewodnika i kiedy przełamią nieufność. Podróżując po Indonezji samotnie, prawie zawsze możemy liczyć na skromną pomoc, włącznie z równie skromnym noclegiem. Kradzieże zdarzają się tylko w zatłoczonych dyskotekach w Dżakarcie, a rozboje są nie częstsze niż wybuchy wulkanów.
POZA SZLAKIEM
Na dobra sprawę 80% terytorium Indonezji jest „poza szlakiem”. Z wyjątkiem kilku obleganych przez turystów wysp, takich jak Bali, Jawa czy Gili Islands, będziemy się tam czuli jak konkwistadorzy. Podczas mojej kilkutygodniowej wyprawy barkasem (wąska łódź do przewozu towarów, z zadaszeniem dla pasażerów) w głąb Borneo nie spotkałem ani jednego białego, mimo że przebyłem już dystans ponad 600 km. Podobnie było, gdy na motorze pokonywałem mającą kilkaset kilometrów długości wyspę Flores. Na Molukach, Celebesie, Timorze (nie mówiąc już o mniej znanych wyspach) białych turystów można zobaczyć tylko sporadycznie. Nawet na Jawie są takie miejsca, jak Krakal (przepiękne dzikie plaże, takaż przyroda i gościnni ludzie), gdzie na widok białego turysty zbiega się cała wioska. Indonezja to kraj dziewiczy, a biorąc pod uwagę jego rozmiary i wyspiarskie położenie, pozostanie takim na zawsze.
PLAN I TERMIN PODRÓŻY
Kiedy jechać do Indonezji?
Wtedy, gdy trafi nam się atrakcyjna oferta cenowa (chyba że pieniądze nie grają dla nas roli). Porami suchymi i deszczowymi nie należy się zbytnio przejmować. Klimat z grubsza jest jednostajny. Turyści „kulinarni” powinni zwrócić uwagę na to, kiedy przypada ramadan. Wtedy to przez miesiąc są problemy ze zdobyciem pożywienia i napojów (zwłaszcza alkoholowych) przed zmrokiem. Nurkowie i surferzy powinni zastosować się do wskazówek podanych w części niniejszego mini przewodnika poświęconej tym sportom.
Na tydzień
Tygodniową wyprawę do Indonezji polecam kolekcjonerom wiz w paszporcie. Zważywszy na to, że przelot będzie trwał dobę, tyle samo powrót i co najmniej jeden dzień aklimatyzacja, wystarczy nam jeszcze czasu tylko na pójście do dyskoteki w Dżakarcie (polecam dyskotekę Stadium) lub do dzielnicy uciech wszelakich – Blok M.
Na dwa tygodnie
W trakcie dwutygodniowego pobytu mamy czas na siedmiodniowy trekking, nurkowanie lub surfowanie przy dowolnej wyspie (w zależności od tego, co kto lubi) i – powiedzmy – kilkudniowy błogi wypoczynek na Bali, wśród masażystek, manikiurzystek oraz dyskotek pełnych pięknych dziewcząt i przystojnych Indonezyjczyków.
Na miesiąc
Miesiąc to absolutne minimum, abyśmy mogli powiedzieć po powrocie, że jako tako znamy Indonezję. To wystarczająco dużo czasu, żeby poznać trzy, cztery duże wyspy, np. Sumatrę, Jawę czy Flores (pod warunkiem, że będziemy przemieszczać się samolotami, nie zaś drogą morską), i odpocząć po trudach wyprawy, np. na którejś z trzech urokliwych wysepek Gili.
Z KIM JECHAĆ
Do Indonezji bez obaw można się wybrać samotnie, choć oczywiście taka podroż będzie trochę melancholijna. Idealna jest grupa trzy- lub czteroosobowa. Tyle osób zabierze taksówka, niewielka łódź rybacka, tyle zmieści się też w jednym bungalowie (jeżeli musimy redukować koszty). Dobierając skład wyprawy, warto pamiętać, że powinni w niej uczestniczyć ludzie dość wytrzymali na upały i w miarę sprawni kondycyjnie.
KLIMAT
Zarówno w porze deszczowej, jak i suchej w Indonezji jest gorąco (wyjątkiem są tereny górskie na Papui). Średnia roczna temperatura wynosi około 28°C. Doskwiera też duża wilgotność powietrza.
Pora deszczowa trwa mniej więcej od listopada do kwietnia. Planując wyjazd do Indonezji, nie należy
jednak przesadnie przejmować się deszczami. Ulewy tropikalne trwają krótko, a temperatura powietrza sprawia, że nawet po największym deszczu wszystko wysycha w ciągu paru godzin.
JAK DOJECHAĆ
Pierwszą opcją jest biuro podroży, które zorganizuje nam pobyt w Indonezji. Nie będzie to jednak urlop tani. Wybierając się indywidualnie, należy liczyć się z tym, że koszt przelotu wyniesie ponad 4000 złotych. Czasem można znaleźć tańsze promocje, ewentualnie łatwo dostać się tanimi liniami z Kuala Lumpur lub Singapuru. Z Singapuru można też przepłynąć promem lub wodolotem na Sumatrę lub na małą wyspę Batam.
CZYM JEŹDZIĆ NA MIEJSCU
Transport między wyspami zapewnia kilka towarzystw lotniczych. Niestety, nie mają one najlepszej renomy. W Indonezji odnotowuje się rocznie największą liczbę wypadków i katastrof lotniczych. Plusem są jednak ceny. Jeśli odpowiednio wcześnie zarezerwujemy bilet, to z Dżakarty na Bali możemy polecieć już za około 100 złotych. Pływają też promy, ale na ten rodzaj transportu mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy mają dużo czasu. Między miastami kursują tanie mikrobusy– Bemo. W większych miastach na każde skinięcie pojawi się ojek (skuter), bajaj (trójkołowy obudowany skuter) lub riksza.
Turyści indywidualni rzadko wynajmują samochody. O wiele popularniejszy jest skuter. Jeśli jesteśmy na wyspie, gdzie nie ma wypożyczalni, to bez obaw możemy zaczepić pierwszego lepszego posiadacza tego podstawowego środka transportu w Azji Południowo- Wschodniej. Z pewnością pożyczy nam swój pojazd lub wskaże kogoś, kto chętnie dorobi sobie w ten sposób. Międzynarodowe prawo jazdy nie jest wymagane, ale i bez krajowego też sobie poradzimy, kosztem paru dolarów. Pamiętajmy, że ruch jest lewostronny!
CZEGO SIĘ BAĆ
Prawdopodobieństwo, że spotka nas coś złego ze strony przeciętnych Indonezyjczyków, jest znikome. Należy jednak pamiętać, że to najludniejszy muzułmański kraj na świecie, w którym nie brak islamskich fundamentalistów i terrorystów. Smutnym memento są zamachy na Bali dokonane przez Jemaah Islamiah, jedną z najbardziej ekstremistycznych organizacji islamskich, powiązaną z al Kaidą. Przekraczając granicę Indonezji, nie należy oczywiście wyszukiwać terrorystów w tłumie, ale też nie wolno bagatelizować tego problemu, zwłaszcza w miejscach turystycznych. Podobnie jest z niebezpieczeństwami związanymi z przyrodą. Indonezja to najaktywniejszy sejsmicznie rejon świata, nie bez kozery zwany pierścieniem ognia. Oczywiście, prawdopodobieństwo tego, że natkniemy się na trzęsienie ziemi lub wybuch wulkanu, jest małe, a o nadchodzących kataklizmach władze informują zwykle z dużym wyprzedzeniem. Do najbezpieczniejszych nie należą też indonezyjskie środki transportu (zwłaszcza samoloty), ale na to nie mamy wpływu. Linie lotnicze Lion Air oferują pasażerom na pokładzie folder z modlitwami do wszystkich ważniejszych bogów, w kilku najpopularniejszych językach. Warto też pomyśleć o szczepieniach. Żółta książeczka WHO nie jest w Indonezji obowiązkowa, ale dobrze jest zaszczepić się przynajmniej przeciwko żółtaczce, polio i durowi brzusznemu. W rejonach malarycznych profilaktycznie stosuje się leki, choć i tak najlepszą ochroną jest moskitiera.
CO JEMY, CO PIJEMY
Pijemy oczywiście tylko napoje butelkowane i gorące, z wody przegotowanej. Wyjątkiem może być sok z kokosa, ale tylko jeśli owoc zostanie rozłupany na naszych oczach. Jedzenie sprzedawane z wózków na ulicy jest smaczne i nieprzyzwoicie tanie. Wbrew obiegowym opiniom jest też zdrowe. Trzeba jednak pamiętać, że talerz, z którego jemy, umyty został w wiaderku, gdzie wcześniej umyto już dwieście innych talerzy. Wodę zmienia się raz na poł dnia, kiedy już stanie się błotem. Ratunkiem jest wytarcie talerza czystą chustką lub sambal – piekielnie ostra przyprawa, która zabije każdą bakterię. Jeśli ktoś nie lubi ostrego jedzenia, to do każdego posiłku ameba gratis. Trochę wyższy standard (choć czasami tylko pozornie) oferują warungi – tanie stacjonarne restauracje. Znajdziemy je wszędzie, otwarte są do wczesnych godzin rannych. W rejonach nadmorskich zjemy smaczne grillowane ryby i kraby. Najpopularniejsze indonezyjskie potrawy to:
gado gado – sałatka z ryżu i warzyw;
nasi goreng – smażony ryż z warzywami;
mie goreng – smażony makaron;
sate – szaszłyki w sosie z orzeszków arachidowych;
soto ayam – rosoł z kurczaka;
pisang goreng – smażone banany.
Jedno jest pewne: po miesiącu spędzonym w Indonezji nie będziemy mogli patrzeć na ryż, za to śnić nam się będzie po nocach kawałek świeżego chleba i bułka z masłem. Piwo marki Bintang jest smaczne i relatywnie tanie. Mocne trunki są dostępne z reguły „spod lady”. Wyjątkiem jest angur – słodka nalewka vkorzenna.
GDZIE NOCUJEMY
W każdym większym miasteczku znajdziemy tani hostel. Pokoje są zazwyczaj wyposażone jedynie w łózko, a toaleta-łazienka składa się z dziury w podłodze, beczki z wodą i czerpaka, którym nabiera się wodę do polewania. W dużych miastach bez problemu zakwaterujemy się w przyzwoitym hotelu. Na wyspach, których turyści nie odwiedzają, śmiało możemy poprosić tubylców o nocleg. Kawałek maty do spania i koc znajdą się na pewno. Na Floresie nocowałem u polskich misjonarzy werbistow, którzy w Indonezji są od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Na Borneo znalazłem za skromną opłatą łózko w tzw. długim domu (mieszka w nim zwykle cała wioska). Na wyspach o charakterze stricte turystycznym (Bali, Lombok, Gili) wynajmuje się zwykle bungalow nad brzegiem morza. Przez 10 miesięcy wynajmowania najprzeróżniejszych pokojów w noclegowniach rożnej klasy nawet nie słyszałem o żadnym włamaniu do pokoju czy o kradzieży
Źródło: archiwum"Globtrotter"
Tekst: Piotr Jaskólski
Zaciekawiła Cię ta historia? Sprawdź nasze wycieczki
INDONEZJA: Papua Zachodnia, Sulawesi, Bali i wypoczynek na Radża Ampat
Indonezja z Papuą Zachodnią i wypoczynkiem na wyspie Lombok
Wycieczka Indonezja z Zachodnią Papuą Timor Wschodni
PAPUA NOWA GWINEA z festiwalem w Goroka i Wyspami Trobrianda opcja SUMATRA