Zadzwoń do nas aby dowiedzieć się więcej: +48 12 633 04 60

Nowa Zelandia – wyspa południowa na antypodach

10.07.2024
wycieczka do Nowej Zelandii

Park Narodowy Abla Tasmana

Holenderski żeglarz Abel Tasman był pierwszym Europejczykiem, który dotknął stopą nowozelandzkiej ziemi. Stało się to w 1642 roku, a dokładnie 300 lat później utworzono w tym miejscu park narodowy. Znajduje się on w północnej części Wyspy Południowej i jest najmniejszym ze wszystkich w Nowej Zelandii (22,5 tys. ha), słynie zaś głównie ze złotych plaż i klifowego wybrzeża. Najłatwiej dostać się tam busem z miasteczka Nelson, jadąc do malutkiej miejscowości Marahau, mijając po drodze winnice, w których produkuje się wysokogatunkowe wina.

W Marahau rozpoczyna się trasa wijąca się wzdłuż malowniczego wybrzeża, zali­czana do jednego z „Wielkich Szlaków” Nowej Zelandii. Na początku prowadzi przez przerzucone nad trzęsawiskiem drewniane kładki pokryte specjalną metalową siatką. Dalej ubity trakt, przechodzący przez niezliczone mosty, wiedzie wilgotnym papro­ciowo-palmowym lasem. Spoglądając na prawo w dół można podziwiać przepiękne widoki na Zatokę Tasmana. Po drodze mija się dziesiątki wyłożonych złotym piaskiem małych i trochę większych zatoczek o tak ekspresyjnych nazwach jak: Zatoka Drzewa Jabłkowego, Zatoka Cichej Studni, Zatoka Latającego Piasku, Zatoka Koźla, Zatoka Kory, Zatoka Potoku czy po prostu Wodna Zatoczka. Do każdej z nich można zejść doskonale oznakowanymi ścieżkami. Na plażach usadowiły się gdzieniegdzie surowe, granitowe skały, co kawałek uchodzą zaś do morza malutkie rzeczki. W powietrzu fruwają różnorodne gatunki ptaków, w tym wiele endemicznych, np. tui czy bellbird, a także znany w Europie modrzyk występujący tu pod maoryską nazwą pukeko.

Naprzeciwko plaż z lazurowego morza wyrastają małe wysepki porośnięte lasem. Nie warto jednak ryzykować dostania się tam wpław – woda w oceanie ma temperaturę podobną do Bałtyku. Nie zaszkodzi natomiast wygospodarować sobie kilka dni, by przejść w tym sielskim krajobrazie trasę turystyczną o długości 40 km. Istnieje wtedy możliwość noclegu w jednym z ośmiu schronisk znajdu­jących się na terenie parku (konieczna jest jednak wcześniejsza rezerwacja). Wypożyczając kajak lub żaglówkę, można też popływać między fokami w Zatoce Tasmana.

Jadąc z Nelson na południe wzdłuż zachodniego wybrzeża Wyspy Południowej, mija się również wyrastające z morza oryginalne Skały Naleśnikowe w Paru Narodowym Paparoa, w których fale rzeźbią tunele i jaskinie. Rejon jest bardzo słabo zaludniony: czterotysięczne miasteczko Hokitika, słynące z wyrobu biżuterii z jadeitu, to lokalna metropolia. Ruch jest tak niewielki, że na mostach droga zawsze zwęża się do jednego pasa ruchu, a na kilku przejazdach drogowo-kolejowych tory wtopione są w asfalt. Rekordowo małą miejscowością jest Pukekura, gdzie na stałe zameldowanych jest aktualnie dwóch mieszkańców. Wzdłuż drogi rozlokowane są olbrzymie farmy owiec i danieli. Tych pierwszych żyje w całej Nowej Zelandii ok. 39 mln. Po całodziennej podróży wieczorem autokar dociera do małej miejscowości Fox Glacier.

Tai Poutini 

Tak brzmi maoryska nazwa wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO Parku Narodowego Westland, znajdującego się w środkowo-zachod­niej części Wyspy Południowej na terenie Alp Południowych. Jego główną atrakcją są lodowce, niespotykane w innych rejonach świata pod taką szerokością geograficzną (z wyjątkiem Patagonii). Na dodatek położone są bardzo nisko, bo zaledwie 300 m n.p.m. Lodowce Franciszka Józefa i Foxa oddalone są zaledwie 5 km od malutkich miejsco­wości o tych samych nazwach, które wielkością porównywalne są do Ustrzyk Górnych: jedna ulica, trzy knajpki, parę hoteli, jeden sklep, kilka­naście domów oraz biura turystyczne.

Istnieje kilka możliwości wybrania się na lo­dowiec: można iść samemu, wykupić wycieczkę z doświadczonym przewodnikiem, przelot helikop­terem do wyższych partii lodowca lub lot ponad nim małym samolotem. Druga z powyższych opcji jest stosunkowo tania i powinna zaspoko­ić oczekiwania przeciętnego turysty. W biurze otrzymuje się przeciwdeszczową, grubą kurtkę oraz specjalne buty, na które na lodowcu zakłada się raki. Wsiada się do pomalowanego na niebiesko autobusu, by po kilku minutach jazdy znaleźć się w pobliżu góry. Początkowo szlak wiedzie przez bujny las deszczowy porośnięty wielkimi paprocia­mi i dopiero po ponad godzinie marszu lodowiec ukazuje się turystom w pełnej krasie. Nad nim można podziwiać liczne wierzchołki, niektóre pokryte śniegiem. Wśród nich znajduje się najwyż­szy szczyt Nowej Zelandii – Góra Cooka, zwana również Aorangi (3754 m n.p.m). Trzeba założyć raki i ruszyć dalej po bardzo śliskim lodzie. Z daleka 13-kilometrowy lodowiec Foxa wygląda, jakby był przybrudzony. Z bliska natomiast mieni się wszystkimi odcieniami koloru niebieskiego. Im głębszy otwór w lodzie, tym barwa jest ciem­niejsza i bardziej intensywna. Można tu przeciskać się przez lodowe jaskinie i studnie, a także podzi­wiać doświadczonych alpinistów, którzy wspinają się po pionowych skałach. Droga powrotna prowa­dzi wzdłuż rzeki Foxa, wypływającej bezpośrednio spod lodowca. Jest dość szeroka, a jej brunatne wody wieloma strumieniami rozlewają się szeroko po dolinie, by po kilkunastu kilometrach wpłynąć do Morza Tasmana.

Park Narodowy Fiordland

Następny punkt na trasie po Wyspie Południo­wej to 18-tysięczne górskie miasto Queenstown, położone nad rynnowym jeziorem Wakatipu (ma głębokość aż 400 m). Jest tak atrakcyjne, że rocz­nie przyjeżdża tu 2 mln turystów z całego świata, a ceny gruntów są jednymi z najwyższych w całej Nowej Zelandii. Po drugiej stronie zbiornika wod­nego można podziwiać niezwykle malownicze góry The Remarkables – ich brązowy kolor zmienia się w zależności od promieni słońca, które w ciągu dnia padają pod różnym kątem. W zimie dochodzi do tego biel pokrywy śnieżnej. Można tu uprawiać sporty narciarskie albo wybrać się stąd na wycieczkę do fiordu Milford.

Fiordland, kraina fiordów, jest największym parkiem narodo­wym Nowej Zelandii. Rośnie tu ponad 700 endemicznych gatunków roślin, a w 1990 roku obszar został wpisany na listę UNESCO. By się tam dostać, trzeba przejechać przez dziewicze góry. Południowo-zachodnia część Wyspy Południowej ze względu na swoją niedostępność nie została bowiem jeszcze całkowicie zbadana. Do dziś można tam znaleźć miejsca, gdzie nie stanęła ludzka stopa. W Parku Narodowym Fiordland jedzie się najpierw szeroką trawiastą doliną Eglinton, aż do Mirror Lakes, czyli jezior lustrzanych, w których perfekcyjnie odbijają się szczyty pobliskich gór. Nieco dalej jest tunel Homer o długości 1270 m, przed którym można spotkać chronioną papugę o zielono-brązowym upierzeniu o an­gielskiej nazwie kea. To jedyna na świecie papuga żyjąca w rejonach alpejskich.

Za tunelem zjeżdża się serpentynami do miejsco­wości Milford Sound. Chociaż „miejscowość” to trochę za dużo powiedziane – po prostu malutki port i nic więcej. Turyści wsiadają tutaj na statki, by płynąć przez najsłynniejszy i uchodzący za najpiękniejszy w Nowej Zelandii fiord Milford (16 km długości). Ponieważ od strony oceanu jest on całkowicie niewidoczny, został odkryty dopiero w 1823 roku – przez łowcę fok, Johna Grono. Rejs trwa ok. półtorej godziny. Ze statku można rozsmakowywać się w przepięknych widokach na potęż­ne klifowe wybrzeże (średnia wysokość skał wynosi 330 m). Nad wszystkim dominuje Mitre Peak – najwyższy klif fiordowy na świecie (1692 m). W wielu miejscach spływają i bajecznie rozpryskują się liczne wodospady, a na przybrzeżnych skałach wylegują się pingwiny i foki. Przy odrobinie szczęścia można również zobaczyć pływające delfiny. Niestety pogoda rzadko tu dopisuje i zwykle siąpi deszcz. Oprócz rejsu statkiem istnieje też możliwość podziwiania fiordu z powietrza: lecąc helikopterem lub samolotem lądującym na wodzie.

W Fiordland mają początek trzy piękne szlaki turystyczne: Kepler, Milford i Routeburn. Każdy z nich można oczywiście przejść także od drugiej strony – w przypadku ostatniego z wymienionych, zaczynając w miejscowości Glenorchy. Podczas kilkugodzinnego trekkingu parę razy przechodzi się ruchomymi mostami linowymi ponad rzekami i strumykami. Mija się również po drodze dwa schroniska – Flats Hut i Falls Hut: to drugie poło­żone tuż obok pięknych wodospadów, na wysoko­ści ok. 1000 m n.p.m., w miejscu, gdzie kończy się las i zaczyna roślinność wysokogórska. Można podziwiać przepiękne panoramy Alp Południo­wych, których szczyty, nawet w lecie pokryte śniegiem, przypominają Tatry Wysokie. Cały 32-kilometrowy szlak Routeburn znajduje się na te­renie Parku Narodowego Góry Aspiring, również wpisanego na listę UNESCO. Da się go przejść w 11 godzin, jednak problemem może okazać się powrót – by nie pokonywać drugi raz tej samej trasy, trzeba jechać drogą ponad 350 km.

Okolice Queenstown to tereny, które w drugiej połowie XIX wieku doświadczyły „gorączki złota”. Teraz miasteczko Macetown częściej nazywane jest Ghost Town, czyli miastem duchów. Aby się tam dostać, lepiej dysponować samochodem terenowym z napędem na obie osie – nurt rzeki Arrow przejeżdża się aż 26 razy w każdą stronę. W miejscu, gdzie w 1862 roku istniało Macetown pozostało niewiele śladów po dawnej osadzie: kilka urządzeń do płukania złota oraz jeden odre­staurowany budynek z epoki. Ostatni mieszkaniec zmarł w 1921 roku. Do dziś jednak cenne grudki może znaleźć w rzece nawet amator. Tyle tylko, że kawałki są tak małe, że mają co najwyżej wartość pamiątkową.

Inne miasteczko, Arrowtown, warte jest natomiast zwiedzenia ze względu na swoją archi­tekturę, która zachowała historyczny charakter. Znajdują się tu XIX-wieczne budynki poczty, apteki, piekarni, sklep z wełną i mały kościółek.

Sporty ekstremalne

To druga atrakcja, z której słynie Queenstown. Właśnie tutaj w 1988 roku na moście Kawarau zbudowano pierwsze na świecie stałe miejsce do skoków na bungee. Można też uprawiać rafting, spłynąć motorówką górską rzeką Shotover albo skakać ze spadochronem z samolotu. Skoki odbywają się z różnych wysokości: 2,7 km, 3,6 km i 4,5 km. Wolne spadanie trwa od 50 do 75 sekund, a w jego trakcie osiąga się prędkość 200 km/h. Opadanie ze spadochronem to kolejne 5 minut. Z górującego nad miastem szczytu Bob’s Peak, na który można się dostać kolejką linową, ochotnicy startują natomiast na paralotni. Loty na niej popularne są też z góry Coronet (1640 m n.p.m.).

Jednak wymienione wyżej sporty to już przeżytek. W 2002 roku dwóch mieszkańców Queenstown wynalazło bowiem coś nowego: canyon swing (huśtawka nad kanionem). Śmiałek przyczepiony jest do 109-metrowej liny uwiąza­nej nad głębokim jarem, stojąc na jego progu. Skacze i... spada w dół 60 m. Następnie lina ciągnie go nad kanionem – w tym momencie ochotnik osiąga już prędkość ok. 150 km/h – i huśta, zataczając 200-metrowy łuk. Ale to nie wszystko, bo jest jeszcze fly by wire (latanie na drucie): nad doliną o szerokości 400 m przez 25 minut wykonuje się „ósemki” na uwiązanej na linie rakiecie z maksymalną prędkością 171 km/h. Jeden z komentarzy uczestnika tej atrakcji był bardzo wymowny: „Nawet moje g... się bało!”

Wschodnie Wybrzeże

Również ta część wyspy godna jest odwiedze­nia. Nieopodal Dunedin, nazywanego najbardziej szkockim miastem Nowej Zelandii i posiadającego oryginalne centrum w kształcie ośmiokąta, na półwyspie Otago, znajduje się jedyne na świecie gniazdo albatrosów na stałym lądzie. Rozpiętość skrzydeł tych ptaków sięga 3,5 m. W czasie lotu albatros królewski wygląda majestatycznie, ale kiedy siedzi w gnieździe, przypomina raczej dużą kaczkę. Niedaleko jest też kolonia pingwinów niebieskookich, które można podejrzeć z bliska – dzięki specjalnie skonstruowanym tunelom obserwacyjnym – lub podziwiać z góry na piasz­czystej plaży. Ponadto w rezerwacie przebywają foki, lwy morskie, kormorany, mewy i... owce. Na półwyspie Otago znajduje się również jedyny w Nowej Zelandii zamek, Larnach, wybudowany w 1871 roku.

W Dunedin warto jeszcze odwiedzić bro­war produkujący piwo Speight’s. Kilkadziesiąt kilometrów na północ leży natomiast miejscowość Oamaru z kolonią pingwinów niebieskookich oraz o wiele rzadszych pingwinów żółtookich. Oamaru może być interesujące także ze względu na swoją architekturę: przeważają tu XIX-wieczne gmachy w klasycznym brytyjskim stylu kolonialnym, wybudowane z wapienia.

Z kolei w Christchurch, największym mieście na Wyspie Południowej, a równocześnie w najbar­dziej „angielskim” z miast Nowej Zelandii, można podziwiać olbrzymią XIX-wieczną anglikańską katedrę z przylegającym do niej rozległym placem oraz odwiedzić International Antarctic Centre. To właśnie z Christchurch wyruszał w 1911 roku na Biegun Południowy Robert Scott.

Jeszcze jedna atrakcja wschodniego wybrzeża Wyspy Południowej to miasteczko Kaikoura. Można stąd wypłynąć na Ocean Spokojny, by kilka kilometrów od brzegu podziwiać kaszaloty (a przy okazji delfiny). Wieloryb przez 20 minut nabie­ra tlen, a następnie przez 40 minut nurkuje na głębokości powyżej 1000 metrów. Na powierzchni widać tylko fragment potężnego cielska ssaka oraz wypuszczane z nozdrzy fontanny wody. Punktem kulminacyjnym przedstawienia jest moment, kiedy kaszalot, przygotowując się do nurkowania, zarzuca swój olbrzymi ogon i po chwili znika w ot­chłani oceanu. Scena trwa nie więcej niż 5 sekund, ale jest warta zobaczenia. W Kaikoura można też wybrać się na pokaz strzyżenia owiec lub wyruszyć na najwyższy poza Alpami Południowymi szczyt wyspy, Mt. Fyffe (1602 m n.p.m.). Przy ładnej pogodzie na górze czekają na turystów niesamo­wite widoki: z jednej strony wybrzeże Oceanu Spokojnego, z drugiej zaś ośnieżone szczyty Alp Południowych przekraczające wysokością 2000 m n.p.m.

Przyroda, krajobrazy, a także warunki klima­tyczne są na Wyspie Południowej tak różnorodne, że aż trudno uwierzyć, iż poszczególne jej części to wciąż ta sama wyspa: nieopodal lodowca można trafić zarówno na paprocie, jak i na palmy. Choć dla polskiego turysty koszty wyprawy mogą stanowić spory problem, kogo stać, ten nie będzie żałował wizyty w Nowej Zelandii.

 

Źródło: archiwum "Globtrotter"

Tekst: Tomasz Cukiernik

 

Zaciekawiła Cię ta historia? Sprawdź nasze wyjazdy

Australia Nowa Zelandia Samoa Fidżi | 25 dni

Nowa Zelandia Polinezja Francuska. 21 dni